Oraz mój koszyk z
papierowej wikliny.
Papierową wiklinę
podziwiam od dawna. Uwielbiam podpatrywać to co można z niej wyczarować.
Oczywiście odzywa się tutaj moje zamiłowanie do recyklingu, a zwłaszcza, do recyklingu
ładnego i użytecznego.
Tutki z papierowej
wikliny zrobiłam bardzo, bardzo dawno temu. Wyleżały się, przekładałam je z
miejsca na miejsce i mało brakowało a wyrzuciłabym je podczas remontu.
W końcu coś mnie
tknęło (natchnęło) i wzięłam się do roboty. Podstawa to dwie tekturki (jedna
oklejona taśmą, bo w pierwotnym założeniu koszyk miał być osłonką na sadzonki ziółek),
sklejone ze sobą.
Tutki bazowe
wklejone między tekturki, a dalej czysta przyjemność: plecenie :) Wyszedł
trochę krzywy, ale i tak jestem bardz dumna.
Samo plecenie
zajęło mi jeden wieczór. Później malowanie, lakierowanie i materiałowa osłonka.
Wczoraj do osłonki doczepił się taki, całkiem niczego sobie, czarny kwiat
wykonany dosłownie w 15 minut (z falbanki odciętej z pewnej bluzki).
Niestety w
najbliższym czasie nie zapowiada się na plecenie czegokolwiek, gdyż tutek brak.
A zwijanie ich jest tak nudnym zajęciem, że prędko tego nie uczynię.
Na koniec częstuję
mrożoną kawą zbożową (cóż, taka konieczność – zwykłą mogę wypić od święta) i
tytułowymi bezami na mufinkach pod bzem :)
Gdybym umiała tak fantastycznie jak Ty przerabiać rzeczy na coś nowego też pewnie bym ich tak ochoczo nie wyrzucała :) :)
OdpowiedzUsuń